San Gennaro i znów tłok za który tak kochamy Nowy Jork

Nowy Jork zdecydowanie wraca do życia. Widać to było w trakcie The Feast of San Gennaro. Ten doroczny, trwający 11 dni festiwal w Little Italy odbywa się od 1926 roku ku czci patrona Neapolu i zaczyna zawsze w drugi czwartek września. W zeszłym roku odwołany, w tym chyba zaskoczył frekwencją nawet organizatorów.

Tłok był taki, że w wielu miejscach praktycznie możliwe było jedynie dreptanie. Tzn. jeśli ktoś miał ochotę dreptać w dzikim tłumie, w oparach trawy, wśród wrzasków z wesołego miasteczka, gwizdków, trąb i innych atrakcji.

Tradycyjnie, odbył się konkurs jedzenia cannoli, a trzeba powiedzieć, że z niewiadomych powodów są one najlepsze właśnie na San Gennaro.

Nie zabrakło również, jak to obecnie wszędzie i zawsze, akcentów politycznych. Kandydat na burmistrza miasta z ramienia konserwatywnego GOP, cztery, czy pięć razy, zależy jak liczyć, żonaty Curtis Sliwa, którego mama była Włoszką, pojawił się, żeby sędziować gościnnie w konkursie jedzenia kulek mięsnych, ale okazało się, że organizatorzy uznali to za akcent zbyt polityczny. On z kolei uznał, że to sprawka “towarzysza de Blasio, ćpuna z Park Slope, pozującego na Włocha”…itd, itd, itd. A jeśli nie burmistrz, to mafia. W szczególności rodzina Gambino. A jeśli nie oni, to deep state “nikczemnie nie dopuścił do sędziowania” oczywiście, że względu na Curtisa “ pochodzenie, religię, ideologię”. Ufff!!!

Inne atrakcje w czasie San Genaro to: parada, wesołe miasteczko oraz niezliczona ilość stoisk z włoskimi przysmakami. Zdarza się widzieć osoby stojące na przykład z tacą pełną zeppole-to włoskie pączki- w kolejce po jakieś poskręcane, podsmażane kiełbasy.

Spokojniej było jedynie w bocznej ulicy. Właściwie to przybywali tam wyłącznie panowie, sztuk kilka- i nie wyglądali na zadowolonych.

Pomimo tłoku, oparów trawy i dostępnego wszędzie alkoholu, jedyny poważniejszy incydent wydarzył się w piątek późnym wieczorem. W restauracji klientka oblała wodą drugą dziewczynę, ponoć z zazdrości o jej… pupę. Interweniował wyżej wspomniany Sliwa, w czerwonym umundurowaniu, wraz z kilkoma swoimi Guardian Angels.

I teraz tak: żeby się dostać do któregokolwiek muzeum, trzeba zarejestrować się via internet, co pozwala ograniczyć liczbę zwiedzających, a przed wejściem okazuje się świadectwo szczepień. Przed koncertem Global Citizen w Central Park- więc na świeżym powietrzu- trzeba było okazać świadectwo szczepień lub wykonany tego samego dnia wynik testu.

Na San Gennaro ludzi w maskach było bardzo mało, a tłok niesamowity. Wiele osób po zobaczeniu, co się dzieje, rezygnowało. W przyległym Chinatown, choć ruch wrócił  prawie do normy, co znaczy, że jest wielki, było mimo wszystko o wiele spokojniej, dało się w każdym razie normalnie iść. Zasadniczo, oprócz osób siedzących w ulicznych konstrukcjach restauracyjnych, wszyscy byli w maskach. Chyba można bez wielkiego ryzyka błędu stwierdzić, że Chinatown jest obecnie najsumienniej zamaskowaną dzielnicą Manhattanu.

aRa