Jamming na Strawberry Fields, jak zwykle 8 grudnia- gdy mija następna rocznica zamordowania Johna Lennona- trwał cały dzień i długo w noc. To nieformalna impreza na której można spotkać i ludzi, którzy przychodzą tu zawsze i przypadkowych przechodniów. W sumie grało w ciągu tej nocy ponad 20 gitarzystów, kilku perkusistów, nie zabrakło nawet keyboard, fletu i kitary. Śpiewali wszyscy, czasem świetnie, bo zjawili się członkowie chóru, który miał próbę w pobliżu.
Wieczorem mieszkańcy budynku Dakota wygasili światła w mieszkaniach. Oświetlone były jedynie okna dwupoziomowego apartamentu na samej górze, gdzie Lennon mieszkał wraz z żoną. Zamachowiec czekał na niego pod bramą Dakoty.
Yoko Ono często przychodziła na te rocznicowe spotkania, ale wiosną tego roku przeniosła się na fermę, którą kiedyś nabyła wraz z mężem. Napisała w oświadczeniu, że Nowy Jork stał się dla niej obecnie zbyt męczący i przytłaczający. Ma 90 lat.
Nawiasem mówiąc, John Lennon nie jest pochowany pod mozaiką z napisem “ Imagine” stanowiącą integralną część Truskawkowych Pól, choć im więcej czasu upływa od jego śmierci, tym więcej ludzi tak myśli.
Ten muzyk, poeta, aktywista, nowojorczyk z wyboru- nie ma grobu. Żaden z jego przyjaciół i żaden z Beatlesów nie był na pogrzebie- bo nie było pogrzebu. Jego szczątki zostały skremowane w Ferncliff Cemetery w Hartsdale, Westchester County, w stanie New York, a prochy rozsypane w pobliżu ówczesnego wejścia do parku. Yoko nigdy nie tłumaczyła, dlaczego tak zrobiła i należy wątpić, czy miała na to formalne zezwolenie. Wszystko to razem stało się dosłownie kilka dni po zamachu. Mozaika została zamontowana pięć lat później.
Po wywalczeniu u ówczesnych, niechętnych temu pomysłowi radnych miasta, że ta część parku będzie dedykowana Lennonowi, Yoko wpłaciła w sumie, na różne cele związane z utworzeniem tego miejsca, milion dolarów, przedyskutowała też sprawę z projektantami- że nie chce typowego pomnika, których zresztą jej zdaniem jest w parku i tak za dużo. Pragnęła, żeby był to pomnik “żywy”. Opłaca konserwację Medalionu i całego terenu Strawberry Fields.
Walczy też o to, żeby morderca Johna nie wyszedł z więzienia. Pisze listy do polityków stanowych, stawia się na przesłuchania komisji zatwierdzającej zwolnienia. Trudno powiedzieć, co będzie, gdy zabraknie jej żywiołowego sprzeciwu. Chapman odbywa karę- „20 lat do dożywocia” i przymusowe leczenie psychiatryczne- w więzieniach w stanie NY, w izolatce, na co sam się zdecydował w obawie, że wśród współwięźniów może się znaleźć jakiś miłośnik Lennona. Jego żonie przyznano 40 godzin wizyt rocznie w trakcie których mogą być sam na sam. Przyjeżdża go odwiedzać z Hawajów, gdzie mieszkali i przed zamachem. Następne posiedzenie komisji do spraw zwolnień warunkowych ma się odbyć w przyszłym roku w lutym.
Pewnie niezrozumiałe dla wielu turystów: wśród kwiatów i kartek położonych na Medalionie znalazło się też kilka róż dla “Burmistrza Strawberry Fields”. To Garry dos Santos. Uprawiający swoisty performance wielbiciel Johna. Nazywał go swoim “ duchowym bratem”. Gary przez prawie 20 lat dbał o Medalion. Przechodził różne koleje losu, bywał bezdomny i wtedy kwiaty, które kładł codziennie w tym miejscu zdobywał na różne sposoby w pobliskich kwiaciarniach, albo kładł, co mógł, pomalowane jabłka lub cytryny. W lepszych czasach kupował bukiety, polerował też płytę, sprzątał dookoła oraz, nie da się ukryć, dyscyplinował osoby, które zachowywały się jego zdaniem bez należytego szacunku, a także takich, których nie polubiła jego czarna labradorka. Czasem ukazywały się w prasie lokalnej teksty na jego temat i wtedy w komentarzach nie brakowało supozycji, że był na punkcie Lennona tak samo zwariowany jak Chapman, tylko jeden kochał, drugi nienawidził.
Garry zmarł dziesięć lat temu, pod koniec listopada, mając zaledwie 49 lat.
Kwiaty jednak nadal ktoś przynosił. Przestały się pojawiać dopiero w którymś momencie pandemii.
Pojedynczych grających na gitarach i śpiewających- z różnym skutkiem, ale zawsze z pełnym zaangażowaniem- hity Beatelsów i Lennona, można spotkać w tym miejscu praktycznie codziennie. Czasem muszą czekać w kolejce, jeden kończy, następny zaczyna. Jest to więc rzeczywiście “ żywy pomnik”, nie tylko przez rosnące, zmieniające się sezonowo drzewa i roślinność, ale i przez wszystko, co się dzieje dookoła.
aRa