Manhattańczycy byli każdego dnia zabawiani: nowe dzieła sztuki na ulicach, reklamy, korki, znów korki, turyści masowo pytający gdzie góra, gdzie dół, jak dojść i dziki tłum.
Teraz, gdy tego zabrakło, a można już połazić po ulicach, wystarczy, że ktoś przystanie na coś się pogapić, po pewnym czasie, jeśli teren uczęszczany, bo czynny sklep spożywczy w pobliżu, zbiera się kilka osób i każdy komentuje.
Pani z pieskiem pyta, dlaczego pobliskie skrzyżowanie zablokowane?
Dostawca pizzy tłumaczy długo, ale po hiszpańsku, przystają następne osoby, słuchają, patrzą, chwalą pieska i pizzę, pogodę, piesek siusia.
– Protest pod siedzibą burmistrza – ktoś w końcu wyjaśnia.
– A! I nie chcą, żeby dojechać – domyśla się pani z pieskiem. – Ale to ten spokojny protest, tak?
– Tak, tak, ten spokojny.
– Och! I ty idziesz?
– No tak
– Stay safe, honey! – rozchodzimy się.
Dwie przecznice dalej zablokowana ulica, która prowadzi do East End i dalej do schodków po których się wchodzi do parku nad East River i siedziby burmistrza. Kilka osób stoi i przygląda się równym szeregom, staruszek z laską mówi, że chciał nad rzekę, pospacerować, od lat tak robi, ale nie puścili. Współczujemy. Ktoś doradza: – Spróbuj pożyczyć psa od sąsiada, z psami ponoć puszczają. Nagle zaczyna się po drugiej stronie jakiś ruch, bieganie.
– A teraz co? – pyta staruszek. Malownicze kłęby dymu otaczają skuter NYPD. Policjanci kontemplują, my też. Nikt nie wie o co chodzi.
– Dezynfekują! – żartuje staruszek.
– Albo zapalił się za wcześnie – parska śmiechem chłopak w zielonej koszulce. Upał.
– To lepsze niż rzeka – cieszy się struszek. – Stay safe kids – rozchodzimy się.
“Stay safe” to obecnie nowojorskie pożegnanie.
a.Ra