Gorący weekend w mieście. W każdym sensie. Od piątkowej nocy trwają protesty i demonstracje po śmierci Georga Floyd, Afroamerykanina zabitego w trakcie aresztowania w Minneapolis.
Policjant, który klęczał na jego krtani i udawał, że nie słyszy “I can’t breath” dostał zarzut morderstwa i siedzi w więzieniu, monitorowany co 15 minut. Protesty wywołane są tym wypadkiem, ale dotyczą też wszystkich podobnych i jeśli dodać do tego obecne frustracje i napięcia oraz brak poczucia bezpieczeństwa, to jest to wybuchowa mieszanka. W sobotę na Times Sq już dojść nie można, choć stara się o to usilnie trójka dzieciaków. Wymyślili sobie, że staną gdzieś na podwyższeniu ze swoimi kartonami i że będzie jak na marszach organizacji kobiecych, gdzie wszyscy się uśmiechają i ogólnie jest przytulnie jak w cukierni pełnej różowych bez. Nie było.
A kawałek dalej otworzono w końcu ogródkowe kawiarenki w otaczającym Bibliotekę Bryant Park. Absolutna sielanka. Parasole. Słońce i niewiarygodnie błękitne niebo. Wrócili stali bywalcy z książkami na kolanach. Kobieta w okularach podnosi głowę znad maszynopisu w którym coś poprawia. Na twarzy ma czarną maskę z napisem : Vote!
a.Ra